Wywiad ministra Rybickiego dla Polska The Times

O pracy w Kancelarii Prezydenta, nowych zadaniach, reformie emerytalnej i rządach koalicji PO-PSL z Sekretarzem Stanu w Kancelarii Prezydenta Sławomirem Rybickim rozmawiał Agaton Koziński – Polska The Times.

W połowie stycznia przeniósł się Pan z Wiejskiej na Krakowskie Przedmieście. Już się Pan odnalazł po drugiej stronie barykady?

Nie widzę tu żadnej barykady. (śmiech) Moją rolą w Kancelarii Prezydenta jest dbać o kontakty z parlamentem, partiami politycznymi i rządem. Jeśli więc jakiekolwiek barykady pojawią się pomiędzy tymi instytucjami a Kancelarią Prezydenta, to moją rolą będzie je demontować. Tak też swoją rolę w ładzie instytucjonalnym Polski widzi prezydent – zależy mu, by poszukiwać konstruktywnych rozwiązań i – jeśli trzeba – kompromisów.

Nawet jeśli nie jest Pan po drugiej stronie barykady, to na pewno zmienił tryb pracy. Przez kilkanaście lat obracał się Pan w młynie partyjno-sejmowym, a teraz urzęduje w gabinecie w Pałacu Prezydenckim. To duży przeskok? Awans?

W życiu publicznym działam od 1977 r. Najpierw w opozycji antykomunistycznej, później w Solidarności, tej legalnej i podziemnej. Po 1989 r. pracowałem na różnych szczeblach administracji. Przez ostatnie lata byłem posłem. Czy przejście do Kancelarii Prezydenta to awans? Na pewno zaszczytem jest praca u boku prezydenta.

Czemu akurat Pan otrzymał propozycję zajęcia tego godnego miejsca?

Z prezydentem znamy się od wielu lat, mamy wspólne doświadczenia, podzielam jego poglądy na wiele najważniejszych spraw, podobnie jak on widzę pozycję Polski w Europie i na świecie. Podzielam pogląd prezydenta, że Polskę trzeba modernizować, tak aby była coraz lepszym miejscem do życia. Cieszę się bardzo, że to ja zostałem przez niego wybrany do pracy w jego Kancelarii.

Pana zadaniem będzie przekonywać rząd i parlament do konieczności modernizacji. Jak się Pan tym zajmie?

Rozmawiając z wszystkimi partiami politycznymi. Nie widzę lepszego pomysłu.

Tylko że ciężko będzie Panu rozmawiać jako członkowi PO – innym trudno będzie potraktować Pana poważnie. Nie będzie Pan łączył, tylko dalej dzielił.

Nie zgadzam się z tym. Dostałem bardzo wiele dobrych sygnałów po moim przejściu do Pałacu Prezydenckiego, w tym również od polityków spoza PO. Jestem szeregowym członkiem Platformy i jestem z tego dumny. Przecież ja tę partię współtworzyłem, organizowałem pierwsze spotkanie trójki jej ojców założycieli: Donalda Tuska, Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego. Ale też nie sądzę aby moja przynależność do PO była przeszkodą w kontaktach z innymi partiami. Zawsze udawało mi się współpracować z innymi, mam nadzieję że uda mi się tę zdolność zachować.

Prof. Tomasz Nałęcz Pana rolę w Kancelarii porównał do numeru alarmowego 112 – gdy coś się dzieje, to Pan ma gasić pożar. Już Pan interweniował?

Jeszcze nie było pożaru, nie musiałem.

ACTA nie była punktem zapalnym?

Owszem, w jej przypadku zabrakło właściwej komunikacji, szczególnie z młodymi ludźmi, ale nie z winy prezydenta.

A czy już przygotowuje się Pan do gaszenia pożarów, jakie wybuchną przy próbach wprowadzenia ustawy podnoszącej wiek emerytalny?

Pamiętajmy, że to projekt rządowy. Widać, że premier jest mocno zdeterminowany, by tę ustawę wprowadzić. Proponowane przez rząd zmiany są nieuchronne. W takim kierunku były i są reformowane systemy emerytalne w większości państw Unii Europejskiej.

Spór o reformę emerytalną rozegra się na trzech płaszczyznach: wewnątrz rządu, w Sejmie i na ulicy. Która z tych trzech płaszczyzn odciśnie najsilniej swe piętno na tej ustawie?

Jeśli koalicja rządowa wypracuje kompromis, a głęboko wierzę że tak się stanie – taki kompromis wspiera prezydent – to najważniejszy etap prac odbędzie się na płaszczyźnie parlamentarnej. Uważam, że uchwalenie tej ustawy bardzo wzmocni koalicję.

Koalicję jakich partii?

Głęboko wierzę, że PO i PSL. Sądzę jednak, że w Sejmie istnieje szersza większość dla zaproponowanych przez premiera rozwiązań.

Ustąpi Donald Tusk czy Waldemar Pawlak?

To nie jest pojedynek Tusk – Pawlak. Mam nadzieję że kompromis w tej sprawie jest realny. Koalicjanci jeszcze nie zakończyli dyskusji. Spodziewam się że ich twarde dziś stanowiska ulegną stopniowej ewolucji. Na pewno muszą wypracować sposób, który pozwoli chronić matki – jeśli nie w ustawie emerytalnej, to innych ustawach wokoło niej. Z perspektywy Kancelarii Prezydenta ważne jest, aby temu etapowi reformy emerytalnej towarzyszył cały pakiet działań poprawiających zarówno sytuację kobiet
wychowujących dzieci, jak również wspierających tworzenie miejsc pracy dla osób starszych.

Prezydent zamierza zgłosić projekt jakiegoś rozwiązania? Przecież ma on prawo do inicjatywy ustawodawczej.

Propozycje ma przedstawić rząd, nikt go w tej roli nie zastąpi. Prezydent podkreślał, że ważne jest uzyskanie możliwie szerokiego kompromisu w tej sprawie.

Czy jedną z tych sił, które trzeba będzie przekonywać, nie okaże się sama Platforma? W ubiegłym tygodniu senator PO Jan Rulewski zapowiedział autorski projekt ustawy emerytalnej. To zapowiedź rokoszu w tej partii?

Senator Rulewski jest znany ze swej niezależności w poglądach. Zasady obowiązujące w Platformie pozwalają na to, aby parlamentarzyści tej partii przygotowywali własne propozycje legislacyjne – pod warunkiem, że są one zgodne z koncepcją rządu. Projekt senatora Rulewskiego nie do końca się z nią pokrywa, więc myślę, że będzie to tylko jeden z głosów w dyskusji wewnątrz PO

Teraz, gdy patrzy Pan na Sejm, z dystansu, jak Pan go widzi? Jako miejsce realnego sporu politycznego czy zacietrzewionych chłopców, którzy kłócą się o zabawkę?

Esencją parlamentu jest spór. Także ostry spór – i dobrze. Ale uważam też, że nie zawsze jest on prowadzony na właściwym poziomie. W ciągu ostatnich kilku lat Sejm stał się miejscem, w którym debata publiczna sprowadza się do sporu prowadzonego językiem nieadekwatnym do sytuacji. Było to widoczne w szczególności po katastrofie smoleńskiej. W tamtym okresie często dochodziło do łamania standardów, jakie powinny dotyczyć języka używanego w parlamencie.

Drażni Pana tylko język, jakiego używa się w Sejmie? Nie przeszkadza Panu ten zero-jedynkowy spór, w jakim utkwiły najważniejsze siły polityczne? Nikt nie dostrzega niuansów, ważne jest, by zanegować pomysł konkurencji.

Nie zgadzam się z panem. W poprzedniej kadencji Sejmu wiele propozycji, które nie dotyczyły bieżącego życia politycznego, zyskiwało poparcie dużej większości, szerszej niż tylko koalicja. Opozycja, ani w tej, ani w poprzedniej kadencji, nie wykazuje się szczególną kreatywnością. Poza politycznymi fajerwerkami nie przedstawia propozycji, które w systemowy sposób rozwiązywałyby jakąś ważną dla Polski sprawę. Gdyby takie pomysły się pojawiły to byłoby pole do dyskusji.

A jak szerokie jest pole dyskusji w samej Platformie? Po wyborczym zwycięstwie Donald Tusk określił Grzegorza Schetynę jako człowieka budującego opozycję wewnątrz partii. Z tego powodu pominął go przy nominacjach rządowych, tylko odesłał do strategicznej rezerwy – by odwołać się do słów premiera. Tyle, że jego rząd po 100 dniach urzędowania ma mnóstwo problemów. Czy Tusk powinien użyć swej rezerwy?

W Platformie zawsze można było swobodnie rozmawiać, nic w tej sprawie się nie zmieniło. Platforma rządzi już ponad cztery lata. To zrozumiałe, że płaci również wizerunkową cenę za ten okres. Na pewno to jest moment, w którym powinna w partii nastąpić refleksja, należy poszukać odpowiedzi na pytanie, czy wykorzystuje ona cały swój potencjał.  Platforma to wielka partia, która ma do zrealizowania program modernizacji Polski. Wszystkie środki, którą mogą służyć jego realizacji, powinny być
racjonalnie użyte. Bardzo wysoko cenię możliwości, kompetencje i zdolności organizacyjne Grzegorza Schetyny ale o składzie rządu decyduje premier i to on podejmie decyzję kiedy i w jaki sposób wykorzystać ten potencjał.

W jaki sposób wykorzystać jego potencjał?

To nie moja rola, by rozważać, czym dokładnie powinien się on zająć. Na pewno ma kwalifikacje, by sprawować ważne funkcje i zarządzać dużymi projektami – udowodnił to, będąc wicepremierem i szefem MSWiA, a także marszałkiem Sejmu.

Uważa Pan, że Donald Tusk powinien sięgnąć po Grzegorza Schetynę, bowiem on jest sprawnym politykiem, czy dlatego, że trzymając go poza rządem, naraża się na to, że jego zastępca w PO zacznie wykonywać krecią robotę w partii?

Nie znam nikogo w Platformie, kto życzyłby źle rządowi Donalda Tuska.

Bez wsparcia Schetyny premier nie będzie w stanie przeforsować reformy emerytalnej?

To jest projekt rządu, który współtworzy Platforma Obywatelska. Jestem przekonany, że wszyscy jej politycy zrobią wszystko, aby ten projekt został przyjęty przez parlament.

A co potem? Jeśli reforma emerytalna przejdzie, to na wiosnę Donald Tusk zrealizuje właściwie wszystko, co zapowiedział w exposé. Potem czeka nas powrót do polityki „ciepłej wody w kranie”, czy premier zapowie nowe otwarcie?

Exposé nie wyczerpało wszystkich planów premiera, ono tylko określiło plany na najbliższe miesiące. W Europie cały czas jest kryzys, w takich sytuacjach trzeba czujnie reagować na ciągle pojawiające się zagrożenia. Rząd jest właściwie skazany na reformy, a prezydent będzie go utwierdzać w konieczności ich wprowadzania.

Jakimi wyzwaniami rząd powinien się zająć?

Nie jest moją rolą wyznaczanie zadań rządowi.

Ale wezwał Pan przed chwilą, by premier zastosował zasadę wszystkie ręce na pokład. Jeśli nie będzie poważnych wyzwań, to i te ręce nie będą potrzebne.

Przed Polską stoją wielkie wyzwania właściwie w każdej dziedzinie. Każdy z nas widzi jak dużo jest jeszcze w Polsce do zrobienia, jak wiele rzeczy wymaga zmiany lub po prostu naprawy. Rząd, który tworzy partia określająca samą siebie jako partię modernizacji, partię dobrej zmiany, nigdy nie może powiedzieć, że nie ma już nic do roboty. A Pałac Prezydencki będzie wspierał wszystkie te działania, które są korzystne dla Polski i czynią ją lepszym miejscem do życia.

Udostępnij treść:

Add Comment