IPN – Kończy się okres niezależności

IPN – Kończy się okres niezależności

Senat przegłosował ustawę o IPN. Kończy się okres niezależności tej instytucji. Oto moje wystąpienia z trybuny senackiej:

Panie Marszałku! Wysoki Senacie!

W swoim wystąpieniu chciałbym poddać ustawę krytycznej analizie nacechowanej politycznymi ocenami, gdyż uważam, że ustawa może prowadzić nie tyle do upolitycznienia, co upartyjnienia tej instytucji, która straci tym samym swoją niezależność. Szkoda instytucji, która mimo krytyk z różnych stron co do swojej działalności trwale wpisała się w poczet instytucji, które ukształtowały w Polsce fundamenty demokratycznego państwa prawa.

Ale do rzeczy. Po pierwsze, sposób wyłaniania naczelnych władz instytutu. Prezes IPN ma władzę szczególną – na mocy ustawy to on odpowiada za sposób zarządzania instytucją, powołuje na stanowiska, autoryzuje projekty. Jest to konstrukcja przypominająca ministerstwo. Wszyscy wyżsi urzędnicy IPN są mianowaniu przez prezesa – wyjątkiem jest główna komisja – i tylko on ponosi odpowiedzialność przed kolegium IPN i przed Sejmem. A zatem to, kim jest prezes, jakie ma kompetencje i jaką jest osobowością, określa w zasadniczy sposób funkcjonowanie całej instytucji. Rada instytutu, teraz likwidowana, miała kompetencje opiniotwórcze wobec prezesa, nie mogła go jednak do niczego zmusić, chyba że poprzez udzielenie wotum nieufności, czyli poprzez nieprzyjęcie sprawozdania. Ta zasada ograniczonych praw organu kolegialnego nie została w istotny sposób w ustawie zmieniona. Pozycja rady, kolegium zależna jest zatem przede wszystkim od względów nieustawowych – autorytetu jej członków i ich kompetencji merytorycznych. Wiemy, że rada czy kolegium opiniuje m.in. innymi prace poszczególnych pionów, może wysuwać postulaty, akceptuje plany badawcze lub też nakłania do ich skorygowania. Miarodajność rady, kolegium może być wsparciem dla prezesa, jednakże może też być w bieżącej pracy lekceważona. Powołana na mocy poprzedniej nowelizacji rada składała się w większości – 7 osób – z kandydatów wyłonionych przez środowiska akademickie historyków, a czynnik polityczny, czyli Sejm i Senat, dokonywał wyboru spośród osób tak wskazanych. Podobnie prezydent Rzeczypospolitej wybierał 2 członków rady, ale z listy przedstawionej mu przez Krajową Radę Sądownictwa i samorząd prokuratury. Dawało to środowisku naukowemu poczucie wpływu na kierownictwo IPN, ale też tworzyło możliwość kontaktów i współpracy w sytuacjach codziennych – konferencje, projekty badawcze, przepływ wiedzy w kontaktach osobistych. W tej konstrukcji można było dostrzec pewną filozofię. IPN nie jest czymś stworzonym przeciw środowisku polskich historyków, naukowców. Wiedza o przeszłości jest wspólna, a IPN jest miejscem ogólnej debaty o historii, badań historycznych, dochodzenia do prawdy, rozumienia jej wieloaspektowości, a także miejscem działalności edukacyjnej.

Wysoka Izbo! Obecnie ta zależność zostaje zerwana. Rodzi to uzasadnione podejrzenia, że IPN może stać się ośrodkiem budowania drugiej historii, innej i opozycyjnej wobec tego, co ustalą badacze w drodze kwerend, opracowań, tworzonych też na potrzeby stopni naukowych w ośrodkach akademickich. Lekceważenie kompetencji – chodzi o brak progu wyższego wykształcenia w przypadku członków kolegium – przywodzi na myśl złośliwą maksymę Lenina, że nawet kucharka może być ministrem. W praktyce oznacza to jednak, że przynajmniej część kolegium nie będzie miała wiedzy o badaniach podejmowanych w innych ośrodkach, nie będzie znała dorobku historiografii, nie będzie miała wiedzy o regułach uprawiania zawodu i krytyki źródeł, ale zostanie uprawniona do opiniowania projektów badawczych, zasad archiwizowania zbiorów, reguł popularyzacji wiedzy itd.

Kolegium ma być powoływane na skutek swobodnego wyznaczenia członków przez Sejm, Senat i prezydenta. W związku z tym wszyscy będą pochodzić z nominacji jednej partii, Prawa i Sprawiedliwości.
Nawet jeśli większość zaproponuje kandydata spoza grona swoich przyjaciół, to będzie to osoba, na którą PiS musi się zgodzić, czyli wybrać. Oznacza to proste przełożenie woli partii na kolegium IPN, tym większe, że jego członkowie mogą być pozbawieni autorytetu w środowiskach naukowych, zawodowych historyków.
Ten zespół ma wybrać nowego prezesa IPN. Oznacza to, że szanse ma jedynie osoba dobrze umocowana w PiS. Nikt inny nie ma szans. Konkurs zatem jest iluzoryczny, jest listkiem figowym przysłaniającym zawłaszczenie IPN przez Prawo i Sprawiedliwość. Ustawowa pozycja prezesa IPN oznacza, że cały instytut zostanie, przez nominacje personalne, a dalej programy badawcze, wydawnicze, wystawy, ale też działania na poziomie polityki historycznej, zawłaszczony przez jedną partię i postawiony w kontrze do środowiska naukowego uniwersytetów, Polskiej Akademii Nauk. Jest bardzo realne, że będą dwie prawdy, dwie historie. Przy czym upartyjnione państwo będzie łożyć miliony na propagandę tworzoną wbrew wiedzy historycznej i przeciw niej.
Ten ostry zarzut uprawdopodobniają 2 ponoć przesądzone kandydatury do kolegium: Andrzeja Gwiazdy i Krzysztofa Wyszkowskiego. Osób mi znanych; łączy nas wspólnota drogi historycznej na pewnym etapie, mam szacunek dla ich dokonań, choć różnimy się w tej chwili poglądami. Jest nieprzyzwoitością to, że prominentni uczestnicy ruchu opozycyjnego, reprezentujący w dodatku jedną frakcję walczącą od wielu lat przeciw innym działaczom ruchu, mogą uzyskać wpływ na opiniowanie projektów badawczych, które dotyczą ich osobiście lub ich konkurentów politycznych. To jest ewidentny konflikt interesów.

Jak wiadomo, odpowiednie kreowanie przeszłości, czyli pamięci i tradycji, ma dla PiS zasadnicze znaczenie; ja to rozumiem. Wchodzi w miejsce ideologii. Ma budzić emocje i stwarzać podział na „naszych” i „obcych”. Trudno sobie wyobrazić, by PiS, zawłaszczając IPN, zamierzał szanować autonomię badań, badaczy, prawdy historycznej, różnych wrażliwości i poglądów na znaczenie wydarzeń.

Ponadto nowelizacja znacznie rozszerza zakres działania i obowiązków instytutu. Do dotychczasowych pionów działania, czyli archiwów i Biura Edukacji Publicznej, oraz 2 pionów prokuratorskich dołożono Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, likwidując tę zasłużoną dla Polski instytucję. IPN jest już instytucją zbyt dużą do normalnego zarządzania z pozycji prezesa – ma prawie 2 tysiące pracowników – a dodano mu nowe i bardzo różne zadania, tworząc supermoloch biurokratyczny. Sprawne zarządzanie nim będzie po prostu niemożliwe.

Należy sobie uzmysłowić, że rada ochrony sprawuje opiekę nad cmentarzami wojennymi i miejscami pamięci w Polsce i 22 krajach świata, w tym w Rosji, Kazachstanie, Iranie. Wszędzie tam są groby polskich żołnierzy. Wymaga to współpracy z rządami tych krajów, znajomości miejscowych przepisów, dobrych stosunków umożliwiających docieranie i prowadzenie stosownych prac. Takie zasady działania rada ochrony wypracowała przez długie lata, unikając zaangażowania w kwestie będące kontrowersją innego rodzaju. Wprowadzanie rady ochrony w ramy instytutu zajmującego się czym innym, nieprowadzącego do tej pory systematycznej działalności za granicą, za to uwikłanego w spory dotyczące przestępstw wojennych, czyli polityki historycznej, może skutkować konsekwencjami zupełnie nieobliczalnymi.

Wysoka Izbo! Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na kolejny element nowelizacji. Dotąd IPN zajmował się materią konkretną: porządkowanie i udostępnianie archiwów, badania naukowe, popularyzacja wiedzy, lustracja. Teraz ma podjąć rozległe działania w sferze o innej filozofii działania: budowanie pamięci, czczenie bohaterów, kreowanie takich lub innych tradycji. A są to działania o charakterze ideotwórczym i wychowawczym, wymykające się klarownym założeniom metodologicznym związanym z zawodem historyka, badacza, naukowca.

Po trzecie, są w tej nowelizacji zapisy, które mogą być interpretowane w niebezpieczną stronę, brakuje bowiem odpowiedniej precyzji w określeniu, co ustawodawca miał na myśli. Np. w art. 11 ust. 7 stwierdza się, że pracownikiem IPN może być osoba, która nie prowadzi działalności publicznej niedającej się pogodzić z działalnością IPN. Taki zapis może znaczyć nic lub bardzo wiele. Kto ma o tym orzekać? Wedle jakich kryteriów? Czy np. osoba krytykująca jakieś kontrowersyjne aspekty działań IPN pod nowymi rządami zostanie wyeliminowana jako pracownik? Czy też odmówi się jej zatrudnienia? Z pewnością zapis ten może być wykorzystywany do stłumienia wewnętrznej dyskusji nad kierunkami zaangażowania IPN.
Nowelizacja nie zawiera natomiast mocno akcentowanej przy powstawaniu instytutu – sięgnijmy pamięcią do czasu powstawania instytutu – zasady apolityczności, zakazu udziału pracowników IPN w działalności partii politycznych.
Otwiera to formalną drogę do upartyjnienia IPN.

Wspomniany już art. 53a ust. 1 pkt 4 mówi, że do celów IPN należeć będzie przeciwdziałanie rozpowszechnianiu w kraju i za granicą informacji i publikacji o nieprawdziwych treściach historycznych, krzywdzących lub zniesławiających Rzeczpospolitą Polską lub naród polski. Powszechnie jest on interpretowany jako narzędzie przeciwstawiania się twierdzeniom o istnieniu „polskich obozów zagłady”. Jednak treść tego artykułu pozwala na o wiele szerszą interpretację. Przede wszystkim dziwi ujęcie w jednym punkcie państwa i narodu, jak gdyby było to tożsame. IPN, zgodnie z propozycją, ma objąć kontrolą także historię XIX wieku i początków XX wieku. Czy zatem nie stanie się niebezpieczne podejmowanie tematów nieświadczących dobrze o pewnych grupach narodu czy pewnych aspektach działania państwa, np. dotyczących dziejów antysemityzmu, propagandy ONR i porównania jej do faszyzmu, ale też burzenia cerkwi na Chełmszczyźnie przez oddziały Wojska Polskiego w 1938 r. czy może nawet warunków panujących w Berezie Kartuskiej? Powstanie niepewność, czy podejmowanie takich tematów jest lżeniem państwa i narodu. Trzeba zaznaczyć, że artykuł ten nie dotyczy prac IPN, ale całej przestrzeni publikacji historycznych w Polsce i poza Polską.
W tym artykule są również inne niebezpieczne sformułowania, nieprecyzyjne, niedoprecyzowane, np. takie, że IPN formułuje wnioski dotyczące edukacji historycznej. Ale nie sprecyzowano, wobec kogo i w jakim trybie. Czy np. ma określać programy nauczania w szkołach albo programy telewizji?

Jest wiele innych mankamentów… Nie skorzystano z okazji, aby dopasować granice oddziałów IPN do granic administracji terytorialnej. Mają ciągle strukturę dopasowaną do granic działania sądów apelacyjnych. W związku z tym takie oddziały… Nie istnieje oddział świętokrzyski, a Olsztyn jest w strukturze oddziału białostockiego. Można było skorzystać z okazji, nie skorzystano.

Na koniec kilka słów, które wykraczają poza samą nowelizację. W ciągu ostatnich lat ukształtowała się praktyka, że IPN był współorganizatorem ważnych, często kosztownych konferencji naukowych, a także współwydawcą lub wyłącznym wydawcą wielu cennych wydawnictw; można tu wskazać na opublikowany drukiem stenogram z pierwszego zjazdu „Solidarności”, innym przykładem może być ostatnia publikacja „Polska emigracja polityczna 1939–1990. Stan badań”, która powstała z udziałem znawców różnych zagadnień z wielu ośrodków akademickich. I chwała IPN za to, że doceniał również opracowania, które powstawały poza IPN, i że wspierał działania naukowe poza IPN. Jest tylko obawa, że ta nowelizacja i nowa konstrukcja władz IPN sprawią, że będzie się pesymistycznie myśleć o perspektywach współpracy takiego rodzaju.

Wysoki Senacie, obawiam się, że IPN w nowej konstrukcji może być instytucją nie tylko realizującą program ideologiczny PiS, ale też służącą jego ekspansji w szkołach, społecznościach lokalnych, podbojowi mniejszych ośrodków akademickich i spychaniu na margines historii akademickiej krytycznej, analitycznej, zdolnej do komunikowania się ze światem zewnętrznym, ukazującej różne punkty widzenia, różne nurty, nieaspirującej do indoktrynacji obywateli. W myśleniu Prawa i Sprawiedliwości o historii widzę wiele elementów myślenia z czasów PRL, zwłaszcza jeżeli chodzi o polityczną użyteczność i administracyjne wspomaganie określonych narracji i nurtów, możliwość kreowania wśród tzw. mas wygodnych politycznie bohaterów i usuwania w cień innych, budowania wspólnoty przez odcinanie się od obcych oraz pobudzanie plebejsko rozumianej dumy z naszych. Jest to wizja historii narodowej, bardzo zideologizowanej, a nie państwowej, gdyż historia państwa zakłada istnienie wielu nurtów ideowych, wyważanie między nimi racji, akcentuje wagę tego, co łączy ponad podziałami, i podkreśla znaczenie struktur państwowych integrujących społeczeństwo.

Dziękuję za uwagę. (Oklaski)

Udostępnij treść: